piątek, 16 lipca 2010

4th of July

Na obchody 4 Lipca wybrałem się do Chicago. Mówiono mi, że takich fajerwerków jeszcze nigdzie nie widziałem. Miasto wydaje średnio na nie $1 mln. Wsiadłem w samochód i pojechałem.
Chcąc nacieszyć się miastem i uniknąć korków wybrałem się wcześniej, dzięki czemu zdążyłem na "Taste of Chicago". Jest to festiwal a raczej może wielka uczta, poświęcona jedzeniu. Myślałem, że zjem tu coś orientalnego i mało spotykanego. Jednak na miejscu okazało się, że po pierwsze jest drogo a po drugie oprócz żeberek z grilla i pizzy, którą jedli chyba wszyscy, to nic ciekawego się nie dostanie.
Dlatego swoje kroki skierowałem na przystań z której chciałem podziwiać widowisko. Nie powiem zeszło się sporo ludzi. Obstawiono wybrzeże ratownikami, gdyby ktoś z w rażenia chciał wskoczyć do wody i się ostudzić. Przy każdym ratowniku stał co najmniej jeden policjant, a gdy zaszło słońce wszystko się zaczęło.
Kilka petard, wystrzelonych bez żadnej synchronizacji. Siedziałem osłupiały zastanawiając się czy to jest to. Resztę widowni też siedziała jak wmurowana ale nie bynajmniej nie z zachwytu, a po 20 minutach było już po wszystkim. Czułem się bestialsko wykorzystany. Do tej pory pytam się, gdzie ten amerykański przepych?! Przecież Orkiestra Owsiaka pod PKiN puszcza lepsze fajerwerki, mało tego moi sąsiedzi lepiej witają nowy rok w Polsce! No ale tak to już jest z amerykańskimi uroczystościami. Więcej się o nich mówi, niż są one tego warte.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz