niedziela, 2 maja 2010

Cinema

Jeśli kiedyś będziecie w USA, to potraktujcie wizytę w kinie jako atrakcje turystyczna. Wybierzcie jakiś piątkowy seans na ósmą wieczorem i idźcie na niego.
Zawsze gdy szedłem do kina, wkurzało mnie jak jakaś mądrala nie siadała na swoim miejscu tylko na czyimś, a później było wielkie przesiadanie. W USA, nie ma tego problemu, gdyż kupuje się bilety na dany seans, a na bilecie jest tylko numer sali. Miejsce trzeba znaleźć sobie samemu.
Więc w piątek wraz z dziewczyną wybraliśmy się do kina na „ A Nightmer On Elm Street”. Kupiłem bilety za $ 7,50, powiedzcie mi gdzie jeszcze w Warszawie można kupić bilet normalny za 7,50 ?! No może tylko w Lunie i tylko w poniedziałek. Wchodzimy do Sali a mojan dziewczyna pyta się mnie gdzie siedzimy. Ja na to, że tam gdzie znajdziemy. Oczywiście w Sali była obsługa, która pomagała znaleźć miejsca, ale udało się bez większych problemów, mimo że sala była już prawie pełna.
Czułem się jak by czas się cofnął i znowu bym był w liceum na wycieczce do kina. Nie dość, że było głośno to ludzie ciągle dochodzili, na dodatek był ktoś z małym dzieckiem, które zaczęło płakać. Ktoś z Sali krzyknął, że takie Małe dziecko powinno spać, a jakiś murzyński kobiecy głoś odkrzyknął „Spadaj”.
No ale film się zaczął i towarzystwo umilkło. Pozostał odgłos jedzonego pop kronu i pitej coli. Jednak po pewnym czasie ludzie zaczęli komentować to co się dzieje. Oczywiście nagłos i w zabawny sposób np. ”nie rób tego”, „uciekaj”, „zabij”, „przyj” itp., a gdy główna bohaterka zabija „potwora” to wszyscy zaczęli klaskać. Nigdy nie byłem na takim seansie w kinie, gdzie widownia uczestniczy w filmie i dlatego uważam, że warto wybrać się do kina :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz